Poranek był chłodny i rześki.
Dojechaliśmy do zabytkowego dworca w Ścinawie.
I już po kilkudziesięciu minutach jazdy w towarzystwie kibiców Falubazu, jadących na pierwsze zawody żużlowe byliśmy na dworcu w Zielonej Górze.
I z Zielonej Góry następnym pociągiem ( i po kolejnym mozolnym wciąganiu rowerów do przedziałów przeznaczonych dla rowerów i drużyny konduktorskiej) dojechaliśmy do Szczecina.
Czas oczekiwania na kolejny pociąg, tym razem do Świnoujścia, wykorzystaliśmy na odwiedziny u Jakuba, jako że i tu jest katedra pod jego wezwaniem. Nie bardzo nas to zdziwiło :)
Jak się potem okazało znaki Pomorskiej Drogi św. Jakuba towarzyszyły nam w całej podróży. I dobrze :)
Późnym wieczorem w pociągu do Świnoujścia jechaliśmy również z kibicami, tym razem Pogoni Szczecin, pełnymi radości po wygranym meczu. Tej radości nie podzielali eskortujące ich oddziały specjalne policji. Z perspektywy czasu uważamy, że my i nasze rowery mieliśmy zapewnione poczucie bezpieczeństwa, choć na twarzach innych podróżujących trudno było zauważyć spokój.
Bez przeszkód i niespodzianek dotarliśmy w nocy (po przeprawie promowej) do centrum Świnoujścia. Zachwycił nas i bardzo nam pomógł jako przewodnik - pilot, jeden z pasażerów pociągu (także rowerzysta). Okazało się, że podróżuje on po kraju i po zagranicy na składaku, który przewozi w worku po ziemniakach. Chowa go tak zwłaszcza w pociągach Intercity, ponieważ przewożenie roweru w takiej formie jest znacznie łatwiejsze.
I tak minął dzień 1. (16 km na rowerze, prawie 400 km pociągami).
bravo!
OdpowiedzUsuńkaczka wymiata :D
OdpowiedzUsuń