Lubimy patrzeć na rowery.

Lubimy jeździć rowerami po Polsce i po Europie :)

Translate

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Turyści - Rowerzyści

                              
                    Jeżdżąc samochodem zawsze oglądamy się na mijanych i wyprzedzanych rowerzystów, zwłaszcza z sakwami. Reagujemy histeryczną zazdrością i nie mogąc poradzić sobie z napięciem zatrzymujemy się i nawiązujemy kontakt, zaciekawieni skąd - dokąd? po co? ile lat na rowerze i ile mają? jak długo? ile kilometrów?   
                    Trochę oglądamy sprzęt. Wypytujemy dalej domagając się rekomendacji, gdzie warto pojechać. Uwieczniamy chwilę rowerowego kontaktu na zdjęciach i smutni wsiadamy do samochodu, planując kolejną wyprawę. Oczywiście rowerem.
 
                   I tak też zdarzyło się wczoraj na drodze do Rawicza:
 
 
 


 
 
                                  Spotkanie  z rowerzystami z klubu turystyki rowerowej  "RawTuR", wracającymi z oblężenia Lubiąża.
 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Wymalowane kolo




              A dziś kolejna rowerowa rzecz - malowany rower. Zrobione wszystko od A do Z własnoręcznie. Jako że wymalowywany, to wychodził znacznie szybciej niż haftowany.
Nam najbardziej podoba się KOLO, bo w czasie naszej podróży do Rzymu każdy Czech się dziwował: Na kole do Říma?

              Czekamy na inspiracje, bo ciągle tylko torby i torby ;)



 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Prawie na Islandię :)

              Tydzień  temu myśląc o kolejnej wyprawie (zachęcani jak zwykle mglistymi wyobrażeniami i poczuciem mocy) zapragnęliśmy objechać wulkaniczną, odludną, zmienną i lodowcową Islandię i dlatego wieczorem... wyruszyliśmy na  szlak pożniwny w okolicach Lubina. Zawsze to coś znanego, bezpiecznego. Pogoda nam sprzyjała i nie zmieniła w ciągu godziny. Nie było huraganów. Było ciepło i słonecznie. Pachniało świeżo skoszonym zbożem i śliwkami. Jedzenia na cały tydzień nie musieliśmy ciągnąć w przyczepce. Czuliśmy się bezpiecznie. Mieliśmy zapewniony nocleg nie pod mostem, nie w w namiocie. I po kilku godzinach znów planowaliśmy wyjazd na Islandię.

Trasa:          Lubin-Osiek-Pieszków-Raszowa-Miłoradzice-Miłosna-Niemstów-Czerniec-Kłopotów-Lubin 

Długość trasy:          34 km ( a nie 3400 km ;)


                   Wyjeżdżamy więc  z Lubina w kierunku Osieka dosyć świeżą ścieżką rowerową, która niestety miota rowerzystą z prawa na lewą i z powrotem. Ale przynajmniej nie musimy się martwić o transport rowerów samolotem.





 Zbliżamy się do Pieszkowa



                   Kaczka wypatruje Stokkuru (najsłynniejszego aktywnego gejzeru Islandii), ale niestety w linii horyzontu majaczy tylko dobrze jej znany komin :)



                         
                    Zamiast kamienistych pól lawy na półwyspie Snaefellnes polska zieloność 



W oddali kościół w Raszowej


                          

                         Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMPanny (XV-XVIII wiek)


                                                            Zbliżamy się do Miłoradzic




Kościół gotycki pw Świętej Trójcy w Miłoradzicach (wzmiankowany w 1298 roku)
            
 



Miłosna


                                             Islandia to kraina wspaniałych koni....



          I ciągle nie zbliżaliśmy się do Jokulsarlon (lodowej laguny), a nawet wprost przeciwnie...


                         
                   Pomiędzy drzewami odkryliśmy prawie bazaltowe kolumny (prawie jak w okolicy wodospadu Svartifoss...)

                                                         W drodze do Niemstowa


Nie musimy przeprawiać się przez rzeki, bo szutrowe drogi...


                               I na koniec trasy uświadamiamy sobie, że udało nam się trzymać z dala od zgiełku dużych miast.




Informacje o Islandii znaleźliśmy po powrocie w Magazynie "ROWERTOUR" nr 12 (34) - naszym ulubionym :)


Myślimy o kolejnej wyprawie...

sobota, 17 sierpnia 2013

Elberadweg - wzdłuż Łaby aż do Morza Północnego

          Gdzieś kiedyś na granicy polsko - niemieckiej wpadł nam w ręce folder informujący o trasie rowerowej wzdłuż Łaby (ELBERADWEG).







 
                     Odszukaliśmy go i gdy się okazało, że są w nim wszystkie potrzebne informacje (mapa, etapy, noclegi, serwisy rowerowe, sklepy, atrakcje turystyczne), czyli perfekcyjnie opisana niemiecka infrastruktura rowerowa, postanowiliśmy sprawdzić jak się jedzie wałem nadrzecznym. Za około 1000 km czekało na nas Morze Północne.
 
                   W kwietniu 2011 roku wyruszyliśmy z Gorlitz na poszukiwanie rzeki, rozpoczynając od mostu granicznego na Odrze.
 
 
 
 
 
 
 
Czas był przedwielkanocny, więc na drzewach zaczęły pojawiać się jajka...
 
 
 
 
Czekaliśmy na Elbe (ostatnio jegomość w teleturnieju "Jeden z dziesięciu" bardzo się zdziwił, że Łaba to Elbe  :)), aż się gdzieś w okolicach Miśni pojawiła, więc ochoczo na nią wjechaliśmy i aż do Cuxhaven nad Morzem Północnym z niej nie zjechaliśmy.
 
 
 
Korzystaliśmy z wyrysowanych znaków na ziemi i stojących na wale. Nigdy nie udało nam się zgubić.
 
 
 
 
 
            Tak jak się spodziewaliśmy droga rowerowa na wale (a i czasem jej kopia pod wałem, dla tych co z wiatrem lub pod wiatr nie bardzo) jest przygotowana perfekcyjnie. Jeżeli się ma dosyć jednostronności, to się po prostu przepływa promem (dla rowerów) lub mostem pontonowym (dla rowerów) na drugą stronę i jedzie się dalej.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Większość trasy wiedzie przez spokojne, płaskie, rolniczo - ogrodnicze tereny.
 
 
 
                         
 

 
 
 
 
 
 
 
 Na północy z kwitnącymi właśnie w tym czasie milionami jabłoni, oszałamiających zapachem. Podobno jest tam ponad 260 gatunków jabłoni.  Wszystko nam pachniało jabłkami: ubrania, włosy, sakwy, rowery, domy i ulice. Pięknie i pachnąco. I interesująca architektura.
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 Przejeżdżaliśmy jedynie przez kilka miast (Magdeburg, Wittemberga, Hamburg), także przystosowanych do szybkiego, bezkolizyjnego przez nie przejazdu. Ale wartych zatrzymania się i zwiedzenia.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
ó 
 
                          Jechaliśmy także przez przepiękne, spokojne (głównie słychać głosy ptaków)  rezerwaty przyrody. Okazało się, że gospodarze są przygotowani nawet na turystów zimowych, oprócz letnich, i że dla tych są przygotowane nieco inne drogi, uwzględniające np. rytm biologiczny i czas wylęgów (oczywiście ptaków, a nie turystów).
 





 
 
                              Z wyżywieniem i noclegami na całej trasie nie ma żadnych problemów. Są pensjonaty, kwatery prywatne i hotele "przyjazne" rowerzystom.
 
 
 
                         Po 12 dniach i 1000 km docieramy do Morza Północnego, choć przy końcu trasy Łaba jest tak szeroka, że myśleliśmy że morze jest dużo wcześniej.
 
 
 
 
 
 
 
 
                          Okazało się, że wzdłuż całej linii brzegowej  morza także są ścieżki rowerowe i można sobie pojeździć (jak komuś mało :)
 
 
 
 
 
 
 
                        W Cuxhaven jest stacja kolejowa i początek trasy kolejowej. Pociągi oczywiście przystosowane do transportu rowerów. Więc wracamy do Zgorzelca i już w drodze powrotnej myślimy, gdzie by tu wyskoczyć :)
 
 
 
 






                                Widząc takie morze rowerów czujemy się zachęceni....jechać dokądkolwiek.