Na początku 2010 roku niewiele myśląc podjęliśmy decyzję, żeby przejechać rowerami Hiszpanię z południa na północ (Via de Plata - od Sevilli do Santiago de Compostela). W marcu załadowaliśmy rowery na bagażnik samochodowy i po 3000 km wyładowaliśmy je w stolicy Andaluzji, wsiedliśmy na nie i po 1000 km byliśmy u celu.
Jako że Hiszpania zawsze jest słoneczna i gorąca zapakowaliśmy do sakw najlżejsze bluzki, czapki i okulary przeciwsłoneczne i sandały. Większość Drogi, pięknej i pustej, przejechaliśmy pod chmurami, w deszczu, ze śniegiem i lodem zacinającym w twarz lub w gogle. Jeden z nas cieszył się, że tak to ostatni raz w wojsku śnieg miał w sandałach :) Marzyliśmy o podjazdach, aby się trochę rozgrzać. Za nic mieliśmy zjazdy po łukach z gór z prędkością 50-60 km/godz., skoro zimno, a w butach sztywne stopy i zamarznięte ręce w rękawiczkach.
Ludzi widzieliśmy niewielu , za to pomarańcze zjadaliśmy spod lub z drzew lub kupowaliśmy workami jak ziemniaki.
Nie pokusiliśmy się o narzekanie gdy do schroniska (albergue) docieraliśmy jako ostatni, i jak mówili o nas Hiszpanie: "Polacos mojados como pescados" (Polacy mokrzy jak ryby), zdziwieni że nie ma ciepłej wody ani ogrzewania. Nie narzekaliśmy naprawdę.
Pojedliśmy lokalnych specjałów którymi w porze sjesty dzielili się z nami miejscowi wyciągając co lepsze kawałki ze swoich garnków. Do komunikacji z tubylcami wystarczał kurz na samochodach lub piasek na podłożu (POLONIA, SANTIAGO, 1000 KM). Policja nas zatrzymywała, aby zapytać czy czegoś nie potrzebujemy lub pytając dlaczego prowadzimy rowery pod stromą górę i czy nas nie podwieźć. Lub nas eskortowałą na światłach do najbliższego schroniska.
Podziwialiśmy krajobrazy Andaluzji, Ekstremadury, Kastylii - Leon i Galicji, czując w stopach i kołach trud przechodzących przed nami pielgrzymów.
Spotkaliśmy przemiłych ludzi (miejscowych) i tajemniczych pielgrzymów samotnie przemierzających Ziemię Wilków, Suche Góry, bezdroża Ekstremadury, dla których nieważny był czas i dystans, a liczyła się Droga i Ludzie.
Przejechaliśmy 1000 km w 14 dni.
Całość trasy: 3000 km samochodem, 1000 km rowerem, 1000 km autobusem z rowerami, 3000 km samochodem, czyli 8000 km w ciągu trzech tygodni, za to w nagrodę powrót przez słoneczną i intrygującą Barcelonę.
Polecamy :)
Pierwszy znak na drodze w Sevilli. Przed nami 1000 km
Specjały kuchni śródziemnomorskiej
W gorącej Hiszpanii musieliśmy kryć się w skałach przed zimnem
Salamanka
Zamora
Schronisko
Mojados como pescados
Przysmak...najważniejsze, że ciepłe
Prawie jak ziemniaki
Znaki Camino w Galicji
U celu po 14 dniach
Tak podróżowały rowery w autobusie w drodze powrotnej
Dzięki za - odważę się powiedzieć - poetycki obraz waszej drogi do Santiago. I za ciekawe zdjęcia. CHcę sie tam wybrać w maju na rowerze, ale chyba z Pampeluny, tzw. drogą francuską. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńKasia
Dzięki za - odważę się powiedzieć - poetycki opis waszej podróży oraz za ciekawe zdjęcia. Chciałabym zobaczyć te bezdroża Ekstremadury... :-). W przyszłym roku w maju wybieram się na taką pielgrzymką drogą twz francuską prze Pampelunę, Logrono, Burgos, Leon... Pozdrowienia, Kasia
OdpowiedzUsuńKasiu,
UsuńNapisz, czy udało Ci się zrealizować Twój plan? Przejechałaś
Też byśmy się z chęcią wybrali Camino Frances, choć bardziej kusi nas rowerowe Camino del Norte. Jak tylko wrócimy, zaraz napiszemy :)
OdpowiedzUsuń