Lubimy patrzeć na rowery.

Lubimy jeździć rowerami po Polsce i po Europie :)

Translate

piątek, 2 sierpnia 2013

Via de Plata. Przez hiszpańską ziemię. Z południa na północ Półwyspu Iberyjskiego

          Na początku 2010 roku niewiele myśląc podjęliśmy decyzję, żeby przejechać rowerami Hiszpanię z południa na północ (Via de Plata - od Sevilli do Santiago de Compostela). W marcu załadowaliśmy rowery na bagażnik samochodowy i po 3000 km wyładowaliśmy je w stolicy Andaluzji, wsiedliśmy na nie i po 1000 km byliśmy u celu.
          Jako że Hiszpania zawsze jest słoneczna i gorąca zapakowaliśmy do sakw najlżejsze bluzki, czapki i okulary przeciwsłoneczne i sandały. Większość Drogi, pięknej i pustej, przejechaliśmy pod chmurami, w deszczu, ze śniegiem i lodem zacinającym w twarz lub w gogle. Jeden z nas cieszył się, że tak to ostatni raz w wojsku śnieg miał w sandałach :) Marzyliśmy o podjazdach, aby się trochę rozgrzać. Za nic mieliśmy zjazdy po łukach z gór z prędkością 50-60 km/godz., skoro zimno, a w butach sztywne stopy i zamarznięte ręce w rękawiczkach.
          Ludzi widzieliśmy niewielu , za to pomarańcze zjadaliśmy spod lub z drzew lub kupowaliśmy workami jak ziemniaki.
          Nie pokusiliśmy się o narzekanie gdy do schroniska (albergue) docieraliśmy jako ostatni, i jak mówili o nas Hiszpanie: "Polacos mojados como pescados" (Polacy mokrzy jak ryby), zdziwieni że nie ma ciepłej wody ani ogrzewania. Nie narzekaliśmy naprawdę.
          Pojedliśmy lokalnych specjałów którymi w porze sjesty dzielili się z nami miejscowi wyciągając co lepsze kawałki ze swoich garnków. Do komunikacji z tubylcami wystarczał kurz na samochodach lub piasek na podłożu (POLONIA, SANTIAGO, 1000 KM). Policja nas zatrzymywała, aby zapytać czy czegoś nie potrzebujemy lub pytając dlaczego prowadzimy rowery pod stromą górę i czy nas nie podwieźć. Lub nas eskortowałą na światłach do najbliższego schroniska.
          Podziwialiśmy krajobrazy Andaluzji, Ekstremadury, Kastylii - Leon i Galicji, czując w stopach i kołach trud przechodzących przed nami pielgrzymów.
          Spotkaliśmy przemiłych ludzi (miejscowych) i tajemniczych  pielgrzymów samotnie przemierzających Ziemię Wilków, Suche Góry, bezdroża Ekstremadury, dla których nieważny był czas i dystans, a liczyła się Droga i Ludzie.
          Przejechaliśmy 1000 km w 14 dni.
          Całość trasy: 3000 km samochodem, 1000 km rowerem, 1000 km autobusem z rowerami, 3000 km samochodem, czyli 8000 km  w ciągu trzech tygodni, za to w nagrodę powrót przez słoneczną i intrygującą Barcelonę.
         Polecamy :)



Pierwszy znak na drodze w Sevilli. Przed nami 1000 km











Specjały kuchni śródziemnomorskiej



W gorącej Hiszpanii musieliśmy kryć się w skałach przed zimnem





Salamanka




Zamora


Schronisko





Mojados como pescados








Przysmak...najważniejsze, że ciepłe



Prawie jak ziemniaki


Znaki Camino w Galicji




U celu po 14 dniach




Tak podróżowały rowery w autobusie w drodze powrotnej


4 komentarze:

  1. Dzięki za - odważę się powiedzieć - poetycki obraz waszej drogi do Santiago. I za ciekawe zdjęcia. CHcę sie tam wybrać w maju na rowerze, ale chyba z Pampeluny, tzw. drogą francuską. Pozdrowienia.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za - odważę się powiedzieć - poetycki opis waszej podróży oraz za ciekawe zdjęcia. Chciałabym zobaczyć te bezdroża Ekstremadury... :-). W przyszłym roku w maju wybieram się na taką pielgrzymką drogą twz francuską prze Pampelunę, Logrono, Burgos, Leon... Pozdrowienia, Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu,
      Napisz, czy udało Ci się zrealizować Twój plan? Przejechałaś

      Usuń
  3. Też byśmy się z chęcią wybrali Camino Frances, choć bardziej kusi nas rowerowe Camino del Norte. Jak tylko wrócimy, zaraz napiszemy :)

    OdpowiedzUsuń