Lubimy patrzeć na rowery.

Lubimy jeździć rowerami po Polsce i po Europie :)

Translate

sobota, 31 maja 2014

Bike tke Baltic. Dzień ostatni. Trójmiasto.


                         Dziś dzień 7. naszej wyprawy. Chcemy zdążyć na święta do domu, więc przyspieszamy. Wyjeżdżamy z Lęborka.



    I jesteśmy w Trójmieście. Oczywiście odnajdujemy muszlę św. Jakuba z Pomorskiej Drogi.


               A głównym punktem  dzisiejszego dnia ( i całej wyprawy) okazuje się wizyta w siedzibie Fundacji Marka Kamińskiego (tak, tak, tego od biegunów :) . Jak się okazuje w czasie rozmowy łączy nas także projekt / cel Camino. Z ogromną przyjemnością dzielimy się naszymi wrażeniami i doświadczeniami z Drogi św. Jakuba, z Polski (Dolnośląska Droga św. Jakuba),  przez Niemcy (Jakobsweg, Ekumenischerweg), aż do hiszpańskiego Santiago de Compostela (Via de Plata rowerem, Droga Francuska, Camino Sanabres).
               Wyrażamy podziw dla p. Marka, dziękujemy za gościnę. Cieszymy się z upominków i jedziemy dalej, mając głębokie przekonanie i nadzieję, że nie widzieliśmy się po raz ostatni.




                                      Do   gdańskiego  morza...


                          Choć tego nie widać na zdjęciu, ale na ścieżkach rowerowych Trójmiasta (świetnie przygotowanych) poruszają się miliony cyklistów, rolkarzy, biegaczy. Podoba nam się tutaj. Jak zawsze :)


                                               Odpoczywamy w Sopocie.




                          I na sopockim molo spotykamy Xin Du - Chińczyka-mijanego kilka dni wcześniej gdzieś na trasie. Już dawno nikt się tak nie ucieszył na nasz widok. Poruszenie było na całym molo. Po sesji zdjęciowej i zapewnieniu o nawiązanej przyjaźni polsko - chińskiej pojechaliśmy dalej.





                          Widok na prawie Gdynię.


                         Najsłynniejszy trakt spacerowy Trójmiasta - Monciak.


                                   Prawie Gaudi - Krzywy Domek. 



                                          Jedziemy do Gdyni.


                              Tu się kończy droga dla rowerów i trzeba nam wejść  po schodach prawie pionowych. Ale cóż...


                                            Jedziemy dalej ku zachodzącemu słońcu.


                           W Gdyni zauważamy piękne, nowe, europejskie Centrum Nauki, ale niestety nie mamy czasu, aby się zatrzymać. Wrócimy tu, obiecujemy.



                                   Dojeżdżamy do gdyńskiego morza.




                                 Odpoczywamy przed nocnym powrotem do domu. 


                          Podziwiając statki w Gdyni.  






                                Po całonocnej pociągowej podróży (z Gdyni do Ścinawy) , z bardzo niemiłymi wspomnieniami z dworca kolejowego w Gdyni (niemoc wciągnięcia rowerów na peron, niemoc wciągnięcia rowerów przez wąskie drzwi, do bardzo wąskich przedziałów) jesteśmy na dolnośląskiej ziemi. 
               Natomiast bardzo chwalimy infrastrukturę dworca we Wrocławiu oraz uprzejmość ludzi.



                               Wielka Sobota w Lubinie. 
                 Gdybyśmy mieli przy sobie jaja, tobyśmy zdążyli jej poświęcić po drodze.



               I tak mija dzień 7. i noc. i poranek dnia 8.

               I tak kończymy naszą wyprawę Bike the Baltic 2014. Już oczywiście planujemy ją dokończyć, bo przecież to nie całe nasze Wybrzeże.

              Polecamy :)

niedziela, 18 maja 2014

Bike the Baltic. Dzień 6. Główczyce - Lębork.

                             Dzień 6. rozpoczynamy ze smutną refleksją, że ta wyprawa zmierza powoli ku końcowi. Myślimy o Łebie. Żegnamy "Gościniec Staropolski" i jedziemy.



                                                      Główczyce zostawiamy w tyle.


                                                 Obieramy kierunek na Izbicę.


                            Jedziemy przez tereny rezerwatu "Izbickie Bagna", gdzie zauważamy ślady intensywnej pracy bobrów.



                                     Kościół w Izbicy ze śladami Caminowej drogi.



                                                      Przekraczamy rzekę Łebę.


                  Wjeżdżamy do piaszczystego lasu i mamy nadzieję wkrótce zobaczyć Jezioro Łebskie.



                                       Zbliżamy się...


                   W wsi Żarnowska pytamy woźnicę z 7-letnią Kasią, czy się da objechać lub obejść widzialne w oddali Jezioro Łebskie. "Pewnie, że tak, ale trzeba mieć młode nogi, pani....a nie takie jak wasze....A wy to pewnie ze Śląska, bo z takim akcentem mówicie?''


  
                     Za parę kilometrów  ukazuje się naszym oczom Jezioro, prawie Morze.



             Jakiś czas temu Marek Kamiński opowiadał w audycji radiowej o swoich wędrówkach. I choć tyle świata widział, to jedno obejście Jeziora Łebskiego pozwala mu zobaczyć najpiękniejsze części świata całego: od Malediwów, przez afrykańską Saharę, morza i oceany, aż do azjatyckich sawann i innych krain.
          Opowieść ta stała się inspiracją naszej wyprawy. Cały czas, od Świnoujścia, do dziś, wyczekiwaliśmy go (Marka Kamińskiego także). Ale o tym, to w następnym dniu.


                           Z tej wieży rozciąga się panorama na Jezioro i ruchome wydmy.



                        Jedziemy w kierunku Ruchomych Wydm, mijając  Muzeum Wyrzutnia Rakiet. Tutaj w czasie II wojny światowej testowane były rakiety balistyczne i przeciwlotnicze.


            Dojeżdżamy do tzw. Polskiej Sahary, czyli wydm Słowińskiego Parku Narodowego, które są Światowym Rezerwatem Biosfery.
  

                Najwyższym szczytem obszaru jest Góra Łącka (42 m n.p.m.)


              Jest to największy obszar wędrującego piasku w Europie Środkowej. Najbardziej aktywne wydmy przesuwają się z prędkością do 10 metrów na rok.




                Spotkać tu można ponad 200 gatunków ptaków oraz mnóstwo roślin.



                        Zasypane lasy umierają, a po odejściu fali piasku na powierzchnię wyłaniają się kikuty drzew.


                    Jedziemy do centrum Łeby i coś tam spożywamy, lokalnego, tradycyjnego, morskiego.
                                               


                                       Łeba  opustoszała, dopiero w fazie przygotowań do Majówki.



                                                Wyjeżdżamy z Łeby i jedziemy w głąb lądu.




                                   Droga w górę i w dół, w górę i w dół... Kilometry przybywają



                             Zbliża się kolejny wieczór. Gdzieś straciliśmy Morze...


                                  Dziś śpimy w Lęborku, w prawie pustej Karczmie Rycerskiej. Trudno się temu dziwić, jest przecież Wielki Czwartek.


               W Lęborku odnajdujemy, jakżeby inaczej, Sanktuarium św. Jakuba i nasza ulubioną muszelkę. 



                     Nie bardzo wiemy, jaki to znak/symbol dla nas, ale nam się podobają nocne żaby w fontannie na rynku.



                          I tak mija nam dzień 6.