W miejscowości Fabro rankiem kierujemy się do sklepu. Takie wszystko pachnące i smaczne, że zakupujemy dużo słodkiego na dalszą drogę.
Wyjeżdżamy kierując się ku słońcu do prawie Rzymu.
Miasta podziwiamy na zboczach gór sunąc po płaskim w dole. Cieszymy się komfortem...
Jedziemy "drogami oliwnymi".
Wkrótce drogi zaczynają piąć się ku górze. Trud i wysiłek, jak zawsze, rekompensują nam przepiękne widoki.
Ostre zakręty bierzemy na nogach.
Wokoło przestrzeń urozmaicona drzewami oliwnymi.
Wjeżdżamy do pięknego miasteczka Ficulle na szczycie wąskiej góry.
Cieszymy się widząc nazwę ulicy: "Via Roma", więc nabieramy pewności że Rzym niedaleko.
Jak zawsze wypijamy kawę po włosku.
Potem chwilę podziwiamy przepiękne widoki roztaczające się z miasteczka.
Czas winobrania.
Podpatrujemy pracę miejscowych ludzi, którzy przygotowują dobre włoskie wino.
Jedziemy dalej, pod górę, pod górę.
Pokonujemy przełęcz, nie taką aż wysoką, a jednak kosztująca trochę wysiłku.
Nikt z nami nie rywalizuje, nikt nas nie wyprzedza, nikt nas nie dopinguje.
Przestrzenie dla nas.
Winnice - ostatnio stały element krajobrazu.
Nagle obok nas wyrastają ściany skał.
Kolejne miasteczka na zboczach gór.
I wreszcie przez kilkanaście kilometrów wiatr we włosach - zjeżdżamy w dół.
Taki trochę przerażający, księżycowy krajobraz.
I znowu trochę przez przypadek trafiamy do przemiłego miejsca, z serdecznym gospodarzem (polskim księdzem), gdzie zostajemy na noc.
Śpimy w Attigliano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz