Lubimy patrzeć na rowery.

Lubimy jeździć rowerami po Polsce i po Europie :)

Translate

wtorek, 30 września 2014

Z Lubina do Rzymu przez Umbrię. Etap 17.

           Spaliśmy dziś w miejscowości Marcena. Spokojne miejsce. Spokojna noc. Spokojny poranek.



                                                         Żegnamy się z gospodarzem 


                                    I wyruszamy w kierunku Rzymu. Do celu brakuje nam około 300 km.


                                                Dużo chmur na toskańskim niebie. 


              Tutaj pewnie mieszka ktoś zajmujący się muzyką. Wymyślamy swoje symbole na nasze płoty. Taka dyskretnie intelektualna zabawa ;)


                                        Bez oporów dajemy się wyprzedzać sznurowi samochodów.


                               Nie żeby włoscy kierowcy mieli coś przeciwko rowerzystom....


                            Powoli opuszczamy piękną, malowniczą Toskanię.


                                                  I wjeżdżamy na teren Umbrii. 


                                    Po lewej stronie drogi zauważamy dużo  wody


                                            Jedziemy jeszcze trochę wzdłuż 


                                  I postanawiamy zrobić sobie mały odpoczynek na lunch ;)



                                                  Jesteśmy nad Lago Trasimeno



                           Po chwili odpoczynku zaczynamy imitować MTB 


                                Jedziemy tak szybko, że aż wysiada nam licznik.


                     Oczywiście pierwszym sklepem, jaki napotykamy przy wjeździe do miasteczka, jest sklep rowerowy. Załatwiamy sprawę z licznikiem i z nowym kontem podziwiamy dekorację sklepu, na której wystawiono rower z czasów drugiej wojny światowej.


                           Tego dnia odkrywamy nieziemski włoski deser - Protifelores- 1 kilogram delikatnych kulek ptysiowych z delikatnym kremem oblanych gęstą czekoladą. Mhmmmm..............


                                     Po czymś takim pozostaje tylko się rozmarzyć...


                       Rozmarzanie się nie trwa długo. Jedziemy dalej. 


                             Mijamy kolejne (nie wiadomo po raz który taka zmiana) piękne krajobrazy.



                   Cieszymy się po zebraniu kilku kilogramów brzoskwiń z przydrożnych drzew.


                  Z tego miasteczka po raz pierwszy wysyłamy kartki z podróży ....


                                 Jedziemy....


                            Trochę idąc....



                  Szukając noclegu o zmierzchu wdrapujemy się na wysoką górę, na szczycie której malowniczo położony hotelik okazuje się być zamknięty.


                                    Bardzo tu ładnie


                                                    Rozpatrujemy się po okolicy



                               Po zjechaniu z góry, na którą wdrapywaliśmy się dwie godziny, znajdujemy przytulny kąt do spania.  Ludzie ze wsi przynoszą nam złożony na pół dywan i kołdry, żeby gnatki miały bardziej miękko.



                    I mają.... bardzo miękko ;)

                                         Za nami prawie 80 km...

2 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia:)
    Podróże kształcą, ale też dają radość, przenoszą do tego lepszego świata "rownoległego".
    Dzięki Waszemu blogowi i zdjęciom nawet ci którzy nie mają "takiego stylu" życia:) mogą przenieść się i jechać razem z Wami:)
    Pozdrawiam Was Serdecznie
    Marek Wawrzos

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha no nie wspomnę o Protifelores które będą mi się pewnie dzisiaj śniły:):)
    marek

    OdpowiedzUsuń