Dzień 2.
Wyjeżdżamy wczesnym rankiem i kierujemy się w kierunku Zgorzelca, myśląc o przekroczeniu pierwszej granicy.
Cieszymy się widokiem polskich pól.
Przed przekroczeniem granicy, jako ludzie zapobiegliwi i oszczędni, na wszelki wypadek wyłączamy wszelki dostęp do internetu, GPS, map, itd, żeby nie zwiększać wydatków, a co okazuje się potem przyczynkiem do kierowania się znakami przyrody i radami miejscowych ludzi, przez wszystkie następne dni.
Przejeżdżamy przez Zgorzelec - Gorlitz ścieżką turystyczną, okrążając kilka razy miasto, przy okazji podziwiając architekturę, choć już bardzo chcieliśmy jechać do przodu.
Jak już, już, już wydawało się nam, że jesteśmy na dobrej drodze, spotkała nas awaria, przytrzymująca na parę godzin.
Zbliża się popołudnie, słońce się chyli, a my cały czas pod górę, a Rzym daleko....
Nie wiadomo kiedy mija nam dzień. Zaczynamy popadać w niepokój. Nie wiemy, gdzie będziemy spać, co będziemy jeść. Na wszelki wypadek stajemy i odpoczywamy.
Dobry był to pomysł, ponieważ za chwilę czeka nas kolejna góra, którą pokonujemy piechotą. Ciekawe jak będzie dalej?
O zachodzie słońca docieramy do Lubau, gdzie okazuje się trwa festyn z okazji winobrania. Ani jednego wolnego miejsca noclegowego. Miliony ludzi na ulicach. Decydujemy się o ciemności jechać gdzieś w przód.
Po kilkunastu kilometrach wśród nocy zauważamy znak kierujący do pensjonatu i szczęśliwi zostajemy na noc u bardzo życzliwych gospodarzy.
I tak mija kolejny dzień. Już się zbliżamy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz