Jesteśmy po pierwszym noclegu za Wenecją. Długo go poszukiwaliśmy (bliskość Wenecji, bliskość Adriatyku, weekend), ale znowu dzięki przesympatycznemu i charakternemu księdzu, udało się :)
Decydujemy się zjechać z główniejszej drogi (Strada Romea) na rzecz lokalnej, co okazuje się idealnym rozwiązaniem. Nie mamy problemów z milionami ciężarówek, spychających rowerzystów, samochodów skręcających z nagła przed nami w prawo, brakiem pobocza. Jedziemy sobie spokojnie podziwiając absolutnie płaskie tereny włoskiej ziemi.
Cały czas towarzyszy nam jakaś woda.
Kanały...
Tu na płocie zauważamy znak informujący o akcie zawarcia związku małżeńskiego. Taki tu zwyczaj.
W przydrożnym "owocniaku" najadamy się brzoskwiń i włoskich jabłek. I kosztujemy po raz pierwszy coś strączkowego, co podobno bardzo lubią konie ;)
Mijamy rezydencje, domy, domki...
W jednym z miasteczek spotykamy rodaków sprzedających różności z przeszłości. Po chwili odpoczynku i miłej pogawędki jedziemy dalej.
Cały czas z wodą w tle i na poboczu.
Jesteśmy w delcie rzeki Po. Tutaj jest teren rezerwatu / parku narodowego z dużym obszarem przyrody (z wieloma gatunkami ptaków).
Obok konika zatrzymujemy się na ławkowy obiad (1 litr jogurtu orzechowego, chleb z szynką parmeńską oraz 2 litry soku pomarańczowego).
Jak zawsze, nakarmieni, ruszamy z kopyta, jak przed wiekami bohaterzy Italii.
Zajeżdżamy do budynku (Ostello AMOLARA - Ristorante-Alloggio-Sala convegni-Museum), który w przeszłości był przepompownią wody, związaną z regulacją kanałów, a w którym dziś mieści się przyjazny hotel i muzeum, ze specjalnymi ofertami dla rowerzystów. Niestety to dla nas za wcześnie na nocleg. Dostajemy więc mapy i dalsze wskazówki od zorientowanych w najbliższej okolicy właścicieli.
Rzeka Po robi wrażenie....
I tak sobie przejeżdżamy około 80 km.
Przejeżdżając przez malutką wioskę o nazwie Torbiera, decydujemy się zakończyć tutaj ten etap Drogi.
Przygarnia nas przemiłe, przedobre małżeństwo starszych Włochów. Bez zbędnych pytań moszcząc nam miejsce do spania.
A raniutko, po fantastycznym esspresso ruszamy w dalszą drogę. Gospodarz prosi nas tylko o danie znaku po osiągnięciu celu (może być pocztówka). Obiecujemy!!! I bardzo dziękujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz